Łucja pomyślała sobie, że dom państwa Bobrów jest bardzo przytulny, choć w niczym nie przypominał pieczary pana Tumnusa. Nie było w  nim  książek  ani  obrazów,  a  zamiast  łóżek  wbudowano  w  ściany  prycze,  jak  na okręcie. Z sufitu  zwieszały  się  szynki  i  wieńce  cebuli,  a  na  ścianach  wisiały  gumowe  buty, płaszcze nieprzemakalne, siekiery, nożyce, szpadle, rydle, rozmaite narzędzia murarskie,  wędki, sieci rybackie i więcierze. A obrus na stole, choć bardzo czysty, był szorstki w dotyku. Właśnie kiedy tłuszcz na patelni zaczynał już skwierczeć, Piotr i  pan  Bóbr  powrócili  z  rybami, które gospodarz uprzednio wypatroszył i oczyścił nożem  na  świeżym  powietrzu.  Możecie  sobie wyobrazić, jak cudownie pachniała  smażąca  się  świeżo  złowiona  ryba  i  jak  bardzo  dzieciom ciekła ślinka,  i  jak  głód  ich  wzrastał  i  wzrastał  z  każdą  chwilą,